Czym się różnią prace
z modeliny, za które autorzy dostają po kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset euro
od tych za kilkanaście złotych? Kunsztem i talentem autora, pomysłem,
promocją…? Pewnie tak, ale przede wszystkim wykończeniem. I o tym wykończeniu
będzie dziś słów kilka.
Na wysoki połysk
Niektórzy artyści z światowej czołówki znani są z tego, że
ich prace błyszczą jak lustro i próżno na nich szukać skazy. Pierwsze dwa
nazwiska, które przychodzą mi do głowy to Dan Cormier i Carol Simmons, ale
takich osób jest zdecydowanie więcej. Na te prace patrzy się z zapartym tchem i
ciężko oderwać oczy. Taki efekt osiąga się długotrwałym, żmudnym polerowaniem,
o którym opowiem za chwilę. Przynosi ono tym niesamowitsze wrażenie, im
drobniejszy jest wzór na powierzchni pracy. Pozwala też osiągnąć spektakularne
efekty przy używaniu masy z miką. Wadą polerowania jest to, że sprawdza się
tylko na powierzchniach. Nie uda się to na pracach z mnóstwem zakamarków i
drobnych elementów.
O tak właśnie prezentuje się wypolerowana praca z mica shift. Broszka by a.m. |
Czy są inne metody na połysk? Pewnie powiecie, że lakier. Ci
co mnie znają wiedzą, że wyjątkowo nie lubię lakieru. Używam go tylko w dwóch
sytuacjach: kiedy zależy mi na lekko szklistym wyglądzie np. zapłakanych oczu
lub matowego w sprayu do utrwalania transferów i pudrów. Cóż, mixed media lubią
lakier. Niemniej lakieru najlepiej jest używać celowo i „z premedytacją”, tak
by dopełniał koncepcji projektu. W przeciwnym razie niestety zdradza amatora.
Czasem, zwłaszcza w rzeźbach, lepiej zrezygnować lakieru i nawet zostawić
odciski palców. Według Christie Friesen dają one „interesujące satynowe
wykończenie” ;-) Inna sprawa, że takie postępowanie odbiera szansę na karierę włamywacza…
Trzecia metoda to zalanie pracy resinem. Na resinach znam
się nieco słabiej, ale kilka razy pracowałam z utrwalanym lampą UV. Resin
tworzy wrażenie podobne do żywicy epoksydowej. Wygląda jakby praca została
zalana szkłem. Efekt może być znacznie szlachetniejszy niż w przypadku lakieru,
wymaga natomiast nieco nakładów.
O papierach ściernych,
szlifowaniu i polerowaniu
Mówiłam już o szlifowaniu na wysoki połysk. Ale szlifowanie
modeliny to znacznie szerszy temat. Spójrzmy więc na niego od strony
technicznej. Z czego korzystać, a z czego nie?
Modelina jest relatywnie miękkim materiałem. Niestety więc
nie ma możliwości korzystania z większości urządzeń, które ułatwiają pracę przy
innych mediach. Nie dawałyby wystarczającej kontroli nad efektem. Łatwo byłoby
przedobrzyć. Nawet wiercąc dziurki wolę wziąć ręczną wiertareczkę niż
elektryczną miniwiertarkę. Wszystko zaczynamy od papierów i gąbek ściernych.
Koniecznie na mokro, bo oddychanie pyłem polimerowym nie jest najzdrowszym
pomysłem. Lepiej pracę przesuszyć przed kolejnym etapem pracy, niż wdychać
chemię. A tak przy okazji ostrzegam, że to dość brudny proces. Otrzymanie
klinicznie czystych prac wymaga sporo babrania się w wielobarwnym błocie.
Jeśli pracy trzeba nadać określony kształt to żeby się nie
przemęczyć zaczynamy od grubego papieru. Ja sięgam po 120 i pracuję z nim tak
długo, aż kształt mnie zadowoli. Potem idzie 220 do momentu, kiedy praca wydaje
mi się gładka. Kolejny etap to 400 i ten jest kluczowy. Papieru tej grubości
kupuję 2-3 razy tyle co wszystkich innych. To wartość graniczna. Wszystkie
papiery grubsze (w tym 100, 120, 220...) „kaleczą” pracę. Na pracy zostają po
nich wyraźne rysy, które trzeba potem zeszlifować. Wszystkie cieńsze (600, 800,
1000 …) zdejmują znacznie mniej materiału i pracuje się nimi wolniej. 400 to
właśnie moment, kiedy trzeba usunąć wszystkie pozostałe rysy i nierówności.
Powiedzmy otwarcie – to też najżmudniejszy etap procesu. Od tego momentu
gładkość testuje się wyłącznie palcami, bo oko nie wyłapie wszystkiego
wystarczająco dobrze – ani na suchej pracy, ani tym bardziej na mokrej. Jeśli
po tej grubości palce mówią „jest dobrze”
przeszlifowujemy jeszcze koniecznie 600 i 800 za każdym razem do momentu, gdy
pod palcami wszystko wydaje się idealnie gładkie. To pozwoli otrzymać elegancko
wykończoną powierzchnię, bez odcisków palców, nierówności i pęknięć. Kolejne grubości
to kwestia osobistego wyboru. 800 może wystarczyć, a czasem „idzie się w górę”
aż do 3600.
Jeśli szlifujemy powierzchnię, która od początku była gładka - np. prosto z maszynki, jako płat prosto spod noża, albo spod gilotyny - możemy
śmiało zaczynać od papieru 400.
Co o ścieraniu trzeba jeszcze wiedzieć? Zarówno papier, jak
i pracę najlepiej jest systematycznie moczyć, a przynajmniej zmieniając grubość
papieru zmieniać wodę. Papiery zużywają się i po kilkunastu minutach nie są już
tak wydajne. Dlatego arkusze dzielę na małe prostokąty i na wszelki wypadek
wszystkie je podpisuję z tyłu wartością grubości. To pozwala optymalnie
wykorzystać każdy skrawek. Trzeba też pamiętać, że działanie materiału
ściernego polega na żłobieniu mikrorys. Jeśli chcemy więc zetrzeć nierówność,
trzeba zwalczyć chęć przeciągania papieru zawsze w tym samym kierunku. Kierunek
tarcia musi się co jakiś czas zmieniać.
Na rynku jest też kilka „bajerów”, z których korzystają
modeliniarze. Pierwsze to już dostępne w Polsce - choć drogie - sand blastery
3M (ok. 35 zł za 3 arkusiki). To cienkie, giętkie gąbki z naniesionym
materiałem ściernym. Są dużo trwalsze od papierów i niezastąpione przy
nadawaniu kształtu i gładkości skomplikowanym bryłom. Ja cenię sobie zwłaszcza
te najgrubsze. Polecane są też gąbki ścierne 3M jako bardzo trwałe. Drugi
koniec skali to mikromesh. Materiał ścierny może być naniesiony również na
tkaninę. W tym przypadku dotyczy to najcieńszych „gładzideł” (1500, 3600, 7200
itd.). Zostały wymyślone do szlifowania szyb samolotowych i pozwalają osiągnąć
baaaaardzo gładkie wykończenia. Cóż, spróbowałam i ja nie widzę takiej
potrzeby. Gdyby jednak ktoś miał inną opinię, mówi się, że dodanie do wody
kropli płynu do mycia naczyń bardzo ułatwia pracę z micromesh.
Po 800-setce czas na decyzję. Może być dobrze wykończony
mat, o którym za chwilę lub lustrzany połysk. Lustrzany połysk osiągamy po raz
pierwszy sięgając po maszynerię. Kluczem jest koło polerskie z bawełną. Zwykle
montuje się je do specjalnej polerki. Ja kupiłam samo koło i po lekkim
przemontowaniu jakiejś końcówki do szlifowania, zamontowałam do miniwiertarki.
Sprawdza się świetnie. Koła polerskie są do dostania już za kilkanaście złotych
na serwisach aukcyjnych i w sklepach z zaopatrzeniem dla jubilerów. Większe koła dają szybsze obroty i trochę szybsze
szlifowanie.
Jakby kto nie wiedział - sandblastery i koła polerskie |
Połysk może po jakimś czasie stracić siłę, zwłaszcza pod
wpływem tłuszczu z rąk. Wówczas najszybszą metodą reanimacyjną jest szybkie
przepolerowanie o dżinsy. Tak, tak. Prawdziwy modeliniarz nawet spodni nie wybiera
przez przypadek! Nada się też koszula flanelowa, ale już nie tak dobrze.
Mniejszy opór.
Mat też może być w
cenie
Filigranowe wzory i mika w wysokim połysku zachwycają. Ale
czasem praca wykończona na wysoki połysk, tak samo jak przy lakierze, wygląda
okropnie plastikowo. Z kolei po samym papierze ściernym, nawet bardzo drobnym
prace wyglądają wprawdzie porządnie (bez odcisków palców i skaz), ale na nieco
zszarzałe. Co zrobić? Matową pracę warto lekko natłuścić. Absolutnie genialny
do tego jest silikon do nabłyszczania karoserii samochodowych np. Armoral. Za
butelkę zapłaciłam ok. 30 zł i po dwóch latach mam ciągle wrażenie, że starczy
jeszcze na całe wieki. Na polskich serwisach aukcyjnych specyfik chodzi za kilkanaście złotych. Podobno sprawdza się też olej silikonowy. Jego przecena
w czeskich Lidlach na wiosnę ubiegłego roku spowodowała pospolite ruszenie za naszą
południową granicą. Szlif plus trochę Armoralu i mamy profesjonalny mat z
nasyconymi kolorami. Jeśli nie szlifujecie w ogóle i tak warto skorzystać z
Armoralu. Generalnie zabezpiecza i poprawia kolorystykę.
Tak właśnie prezentują się zmatowione gąbką prace. Korale by a.m. |
A jeśli ktoś, robiąc coś innego niż rzeźba, czy figurki nie
ma ochoty zasuwać z papierem ściernym? Jeśli praca ma skomplikowany wzór lub
fakturę, niedoskonałości pewnie się ukryją. Zwłaszcza jeśli brzegi są równe,
cięcia dokładne, a projekt nieprzypadkowy. Kolejna opcja to wykończenie celowo
„na chropowato”. Można to zrobić ostukując pracę szczotką. Przy okazji pozwoli
ona się pozbyć ewentualnych bąbli powietrza. Można też odcisnąć fakturę papieru
ściernego. Uwaga tylko na drobinki materiału ściernego, zwłaszcza grubego,
które mogą się przykleić do pracy. Ja osobiście najbardziej lubię korzystać z
grubych, twardych gąbek. Może być gąbka antycelulitowa, albo taka ze sklepu
budowlanego. Inwestycja na jakieś 3 zł, a porządne wykończenie np. korali
dostajemy w minutę. Gąbki pozwalają też z pomocą farby akrylowej łatwo imitować
niektóre kamienie. Efekt nie tak spektakularny jak przy szlifowaniu, ale takich
prac można się już nie wstydzić. Zwłaszcza jeśli dobrze wykończone są ze
wszystkich stron.
Czym modelina być
może i czym nie jest na pewno
Jak wspominałam są tacy, którzy nie lubią modeliny, która w
oczywisty sposób wygląda jak plastik. A modelina przecież jest de facto plastikiem. Dlatego warto
wykorzystywać efekty, gdzie coś ona przypomina – kamień, drewno, kość, metal,
szkło, tkaninę, skórę – ale nie starać się w tym być za dosłownym. To cudowny
materiał, który pozwala osiągnąć niemal wszystko, o czym się zamarzy, ale
czasem nie warto kopiować za dokładnie. Czasem zarzuca się modelinie, że jest
mniej szlachetna niż materiały naturalne. Sposobem na zneutralizowanie tego
odczucia jest właśnie idealne wykończenie z wykorzystaniem skojarzeń z innymi
materiałami, ale bez powielania dokładnie ich wyglądu. A idealne wykończenie to
oprócz technik wykończeniowych, dbałość o tyły, spody, ramki i wszystko to
czego nie widać na pierwszy rzut oka. W końcu nie zakłada się podartych rajstop do sukni balowej...
"po wykończeniu ich poznacie" chylę głowę przed szlifującymi i sama zrozumiałam że tylko wtedy biały jest biały a ciemny ciemny ale nadal laik ze mnie i uchylam się jak mogę :-)
OdpowiedzUsuńdzięki za wyczerpujący opis, podkulam ogon i idę do budowlanego po nowy zapas papieru :-)
Dzięki i tobie Kasiu za ciepłe słowa!
OdpowiedzUsuńA ja chyba powinnam uzupełnić materiał o drobną dygresję i moje ostatnie odkrycie. Zawsze wydawało mi się, że poza kato (więcej tu:http://ampolymerclay.blogspot.com/2014/09/moze-mi-sie-upiecze.html) w zasadzie nie ma problemu, kiedy łączy się różne masy. Oczywiście zostaje kwestia lekkiej zmiany koloru przy przepiekaniu i zastrzeżeń producentów, ale nigdy nie znalazłam innego sensownego argumentu przeciw. A oto i znalazł się!
Jak okazuje się różne masy po wypieczeniu w tej samej nawet temperaturze mają różną twardość i przez to różnie reagują na szlifowanie. Przy identycznej obróbce dwóch leżących obok siebie fragmentów np. z fimo i premo, jeden będzie błyszczał jak lustro po papierze 800 i szlifierce, drugi wciąż będzie pozostawiał wiele do życzenia!
Ja mam pytanie dotyczące natłuszczania. Czy po natłuszczeniu gotowego wyrobu silikonem nie będzie on tłusty ("brudzący")?
OdpowiedzUsuńDzięki :) właśnie o to mi chodziło. Poza tym modelina po wypieczeniu nie traci kolorow tak bardzo jak bo wygotowaniu.. Pozdr!
OdpowiedzUsuńSilikon nie zostawia tłustego osadu, a kolory ożywia
OdpowiedzUsuń