Pokazywanie postów oznaczonych etykietą modelina by a.m.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą modelina by a.m.. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 marca 2015

Z połyskiem czy bez…? Rzecz o wykańczaniu prac

Czym się różnią prace z modeliny, za które autorzy dostają po kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset euro od tych za kilkanaście złotych? Kunsztem i talentem autora, pomysłem, promocją…? Pewnie tak, ale przede wszystkim wykończeniem. I o tym wykończeniu będzie dziś słów kilka.

Na wysoki połysk
Niektórzy artyści z światowej czołówki znani są z tego, że ich prace błyszczą jak lustro i próżno na nich szukać skazy. Pierwsze dwa nazwiska, które przychodzą mi do głowy to Dan Cormier i Carol Simmons, ale takich osób jest zdecydowanie więcej. Na te prace patrzy się z zapartym tchem i ciężko oderwać oczy. Taki efekt osiąga się długotrwałym, żmudnym polerowaniem, o którym opowiem za chwilę. Przynosi ono tym niesamowitsze wrażenie, im drobniejszy jest wzór na powierzchni pracy. Pozwala też osiągnąć spektakularne efekty przy używaniu masy z miką. Wadą polerowania jest to, że sprawdza się tylko na powierzchniach. Nie uda się to na pracach z mnóstwem zakamarków i drobnych elementów.

O tak właśnie prezentuje się wypolerowana praca z mica shift. Broszka by a.m.
Czy są inne metody na połysk? Pewnie powiecie, że lakier. Ci co mnie znają wiedzą, że wyjątkowo nie lubię lakieru. Używam go tylko w dwóch sytuacjach: kiedy zależy mi na lekko szklistym wyglądzie np. zapłakanych oczu lub matowego w sprayu do utrwalania transferów i pudrów. Cóż, mixed media lubią lakier. Niemniej lakieru najlepiej jest używać celowo i „z premedytacją”, tak by dopełniał koncepcji projektu. W przeciwnym razie niestety zdradza amatora. Czasem, zwłaszcza w rzeźbach, lepiej zrezygnować lakieru i nawet zostawić odciski palców. Według Christie Friesen dają one „interesujące satynowe wykończenie” ;-) Inna sprawa, że takie postępowanie odbiera szansę na karierę włamywacza…

Trzecia metoda to zalanie pracy resinem. Na resinach znam się nieco słabiej, ale kilka razy pracowałam z utrwalanym lampą UV. Resin tworzy wrażenie podobne do żywicy epoksydowej. Wygląda jakby praca została zalana szkłem. Efekt może być znacznie szlachetniejszy niż w przypadku lakieru, wymaga natomiast nieco nakładów.

O papierach ściernych, szlifowaniu i polerowaniu
Mówiłam już o szlifowaniu na wysoki połysk. Ale szlifowanie modeliny to znacznie szerszy temat. Spójrzmy więc na niego od strony technicznej. Z czego korzystać, a z czego nie?

Modelina jest relatywnie miękkim materiałem. Niestety więc nie ma możliwości korzystania z większości urządzeń, które ułatwiają pracę przy innych mediach. Nie dawałyby wystarczającej kontroli nad efektem. Łatwo byłoby przedobrzyć. Nawet wiercąc dziurki wolę wziąć ręczną wiertareczkę niż elektryczną miniwiertarkę. Wszystko zaczynamy od papierów i gąbek ściernych. Koniecznie na mokro, bo oddychanie pyłem polimerowym nie jest najzdrowszym pomysłem. Lepiej pracę przesuszyć przed kolejnym etapem pracy, niż wdychać chemię. A tak przy okazji ostrzegam, że to dość brudny proces. Otrzymanie klinicznie czystych prac wymaga sporo babrania się w wielobarwnym błocie.

Jeśli pracy trzeba nadać określony kształt to żeby się nie przemęczyć zaczynamy od grubego papieru. Ja sięgam po 120 i pracuję z nim tak długo, aż kształt mnie zadowoli. Potem idzie 220 do momentu, kiedy praca wydaje mi się gładka. Kolejny etap to 400 i ten jest kluczowy. Papieru tej grubości kupuję 2-3 razy tyle co wszystkich innych. To wartość graniczna. Wszystkie papiery grubsze (w tym 100, 120, 220...) „kaleczą” pracę. Na pracy zostają po nich wyraźne rysy, które trzeba potem zeszlifować. Wszystkie cieńsze (600, 800, 1000 …) zdejmują znacznie mniej materiału i pracuje się nimi wolniej. 400 to właśnie moment, kiedy trzeba usunąć wszystkie pozostałe rysy i nierówności. Powiedzmy otwarcie – to też najżmudniejszy etap procesu. Od tego momentu gładkość testuje się wyłącznie palcami, bo oko nie wyłapie wszystkiego wystarczająco dobrze – ani na suchej pracy, ani tym bardziej na mokrej. Jeśli po tej grubości palce mówią „jest dobrze” przeszlifowujemy jeszcze koniecznie 600 i 800 za każdym razem do momentu, gdy pod palcami wszystko wydaje się idealnie gładkie. To pozwoli otrzymać elegancko wykończoną powierzchnię, bez odcisków palców, nierówności i pęknięć. Kolejne grubości to kwestia osobistego wyboru. 800 może wystarczyć, a czasem „idzie się w górę” aż do 3600.

Nie łudźcie się, takiego kształtu nie da się przy tak delikatnej formie uzyskać bez  papieru ściernego. Pierwotny produkt był mocno kanciasty. Opłaciło się! Jest w pełni opływowy i cudownie leży na palcu.
Pierścionek by a.m.

Jeśli szlifujemy powierzchnię, która od początku była gładka - np. prosto z maszynki, jako płat prosto spod noża, albo spod gilotyny - możemy śmiało zaczynać od papieru 400.

Co o ścieraniu trzeba jeszcze wiedzieć? Zarówno papier, jak i pracę najlepiej jest systematycznie moczyć, a przynajmniej zmieniając grubość papieru zmieniać wodę. Papiery zużywają się i po kilkunastu minutach nie są już tak wydajne. Dlatego arkusze dzielę na małe prostokąty i na wszelki wypadek wszystkie je podpisuję z tyłu wartością grubości. To pozwala optymalnie wykorzystać każdy skrawek. Trzeba też pamiętać, że działanie materiału ściernego polega na żłobieniu mikrorys. Jeśli chcemy więc zetrzeć nierówność, trzeba zwalczyć chęć przeciągania papieru zawsze w tym samym kierunku. Kierunek tarcia musi się co jakiś czas zmieniać.

Na rynku jest też kilka „bajerów”, z których korzystają modeliniarze. Pierwsze to już dostępne w Polsce - choć drogie - sand blastery 3M (ok. 35 zł za 3 arkusiki). To cienkie, giętkie gąbki z naniesionym materiałem ściernym. Są dużo trwalsze od papierów i niezastąpione przy nadawaniu kształtu i gładkości skomplikowanym bryłom. Ja cenię sobie zwłaszcza te najgrubsze. Polecane są też gąbki ścierne 3M jako bardzo trwałe. Drugi koniec skali to mikromesh. Materiał ścierny może być naniesiony również na tkaninę. W tym przypadku dotyczy to najcieńszych „gładzideł” (1500, 3600, 7200 itd.). Zostały wymyślone do szlifowania szyb samolotowych i pozwalają osiągnąć baaaaardzo gładkie wykończenia. Cóż, spróbowałam i ja nie widzę takiej potrzeby. Gdyby jednak ktoś miał inną opinię, mówi się, że dodanie do wody kropli płynu do mycia naczyń bardzo ułatwia pracę z micromesh.

Po 800-setce czas na decyzję. Może być dobrze wykończony mat, o którym za chwilę lub lustrzany połysk. Lustrzany połysk osiągamy po raz pierwszy sięgając po maszynerię. Kluczem jest koło polerskie z bawełną. Zwykle montuje się je do specjalnej polerki. Ja kupiłam samo koło i po lekkim przemontowaniu jakiejś końcówki do szlifowania, zamontowałam do miniwiertarki. Sprawdza się świetnie. Koła polerskie są do dostania już za kilkanaście złotych na serwisach aukcyjnych i w sklepach z zaopatrzeniem dla jubilerów. Większe koła dają szybsze obroty i trochę szybsze szlifowanie.

Jakby kto nie wiedział - sandblastery i koła polerskie

 Koło w czasie pracy jest miłe w dotyku i delikatnie podkładamy pod nie pracę, przesuwając „włoski” po powierzchni. Jeśli po przeszlifowaniu zobaczymy skazy np. rysy lub nierówności, trzeba się cofnąć do szlifowania papierem ściernym. Koło polerskie nie wybacza niedokładności. Jeśli „nie zamknie się” wcześniej szpary, raczej nic już nie pomoże. Szlifujemy tak długo, aż praca stanie się lustrzana. A jeśli ten efekt nam się nie spodoba, zawsze można wrócić do matu przeszlifowując najcieńszym możliwym papierem. Trzeba tylko dbać o bezpieczeństwo. Włosy wkręcone w koło mogą błyskawicznie pozbawić skalpu, a łańcuszek udusić. Lepiej zdjąć biżuterię i związać włosy.

Połysk może po jakimś czasie stracić siłę, zwłaszcza pod wpływem tłuszczu z rąk. Wówczas najszybszą metodą reanimacyjną jest szybkie przepolerowanie o dżinsy. Tak, tak. Prawdziwy modeliniarz nawet spodni nie wybiera przez przypadek! Nada się też koszula flanelowa, ale już nie tak dobrze. Mniejszy opór.

Mat też może być w cenie
Filigranowe wzory i mika w wysokim połysku zachwycają. Ale czasem praca wykończona na wysoki połysk, tak samo jak przy lakierze, wygląda okropnie plastikowo. Z kolei po samym papierze ściernym, nawet bardzo drobnym prace wyglądają wprawdzie porządnie (bez odcisków palców i skaz), ale na nieco zszarzałe. Co zrobić? Matową pracę warto lekko natłuścić. Absolutnie genialny do tego jest silikon do nabłyszczania karoserii samochodowych np. Armoral. Za butelkę zapłaciłam ok. 30 zł i po dwóch latach mam ciągle wrażenie, że starczy jeszcze na całe wieki. Na polskich serwisach aukcyjnych specyfik chodzi za kilkanaście złotych. Podobno sprawdza się też olej silikonowy. Jego przecena w czeskich Lidlach na wiosnę ubiegłego roku spowodowała pospolite ruszenie za naszą południową granicą. Szlif plus trochę Armoralu i mamy profesjonalny mat z nasyconymi kolorami. Jeśli nie szlifujecie w ogóle i tak warto skorzystać z Armoralu. Generalnie zabezpiecza i poprawia kolorystykę.

Tak właśnie prezentują się zmatowione gąbką prace.
Korale by a.m
.
A jeśli ktoś, robiąc coś innego niż rzeźba, czy figurki nie ma ochoty zasuwać z papierem ściernym? Jeśli praca ma skomplikowany wzór lub fakturę, niedoskonałości pewnie się ukryją. Zwłaszcza jeśli brzegi są równe, cięcia dokładne, a projekt nieprzypadkowy. Kolejna opcja to wykończenie celowo „na chropowato”. Można to zrobić ostukując pracę szczotką. Przy okazji pozwoli ona się pozbyć ewentualnych bąbli powietrza. Można też odcisnąć fakturę papieru ściernego. Uwaga tylko na drobinki materiału ściernego, zwłaszcza grubego, które mogą się przykleić do pracy. Ja osobiście najbardziej lubię korzystać z grubych, twardych gąbek. Może być gąbka antycelulitowa, albo taka ze sklepu budowlanego. Inwestycja na jakieś 3 zł, a porządne wykończenie np. korali dostajemy w minutę. Gąbki pozwalają też z pomocą farby akrylowej łatwo imitować niektóre kamienie. Efekt nie tak spektakularny jak przy szlifowaniu, ale takich prac można się już nie wstydzić. Zwłaszcza jeśli dobrze wykończone są ze wszystkich stron.

Czym modelina być może i czym nie jest na pewno

Jak wspominałam są tacy, którzy nie lubią modeliny, która w oczywisty sposób wygląda jak plastik. A modelina przecież jest de facto plastikiem. Dlatego warto wykorzystywać efekty, gdzie coś ona przypomina – kamień, drewno, kość, metal, szkło, tkaninę, skórę – ale nie starać się w tym być za dosłownym. To cudowny materiał, który pozwala osiągnąć niemal wszystko, o czym się zamarzy, ale czasem nie warto kopiować za dokładnie. Czasem zarzuca się modelinie, że jest mniej szlachetna niż materiały naturalne. Sposobem na zneutralizowanie tego odczucia jest właśnie idealne wykończenie z wykorzystaniem skojarzeń z innymi materiałami, ale bez powielania dokładnie ich wyglądu. A idealne wykończenie to oprócz technik wykończeniowych, dbałość o tyły, spody, ramki i wszystko to czego nie widać na pierwszy rzut oka. W końcu nie zakłada się podartych rajstop do sukni balowej...

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Pierwsze Candy na MMH !!! Komu cukierka, komu?!

Komu "cukierka"?! komu, komu?! :)

Jak wiadomo, candy to świetna sprawa. Chętnie nie raz sama stawałam w długachnym ogonku, bo cukierek był kuszący. Bywało, że udało mi się wygrać. Rzadko to było, bo aż 1 raz, ale zawsze ;)

Myślę, że każdy z blogujących chociaż raz brał udział w takiej zabawie, a jeśli nie, to właśnie nadarzyła się szansa udziału w wyjątkowej rozdawajce...

Candy na MMH :)

Dlaczego wyjątkowa?
Blog Modelina Moje Hobby jest blogiem prowadzonym przez zespół ludzi, których łączy wspólne hobby, pasja -  wszyscy zajmujemy się lepieniem!.. Czyli tworzeniem w masach plastycznych :)

A wyjątkowość naszego Candy polega na tym, że obdarowanych będzie tyle osób, ilu jest redaktorów - każdy z nas do puli nagród dodał własnoręcznie przygotowanego "cukierka" :)


To teraz zasady:

Warunkiem udziału w Candy na MMH jest:

1. opublikowanie podlinkowanego banerka Candy na blogu lub profilu Facebook (udostępniając post na Facebooku, należy zwrócić uwagę, aby był on publiczny, w celu weryfikacji).

2. udostępnioną tak treść (czyli adres URL
(link) SWOJEGO bloga/profilu na facebook'u) zgłaszamy w tym poście poprzez InLinkz. W formularzu, w polu "Name", należy wpisać swoje imię /i nazwisko - opcjonalnie/ oraz, którą nagrodę wybierasz :) (najlepiej podając numerek pracy z banerka).

Uwaga - można wybrać tylko jednego fanta!



Zabawa trwa od dziś, czyli 26.01.2015 r. do 25.02.2015 r. Po upłynięciu tego terminu, spośród zgłoszonych uczestników, po zweryfikowaniu warunków udziału, wyłonimy tych szczęśliwców, do których powędrują nasze prace, czyli...

Kolczyki od Moniki - Artystyczne Wariacje i Wisior od Claymana Wojtka :)

         

Magnesy od Anny Polymeranny i Doroty - VaniLlamaArt :)

 

Łąkowy wisior od Moniki - Kamino70 :)


Broszka od Agaty - modelina by a.m. :)



Dla każdego coś ładnego :)
Zatem zapraszamy do zabawy! :)
* W razie jakichkolwiek problemów ze zgłoszeniami, linkowaniem itp.. piszcie do nas śmiało :) 
Można tu w komentarzu, na facebooku, na maila: modelinamojehobby@gmail.com


Zapraszamy również do obserwowania naszego bloga
oraz polubienia Modelina Moje Hobby na Facebooku :)




czwartek, 22 stycznia 2015

Nie tylko spagetti, czyli o extruderach.

Na zapleczu „Modelina moje hobby” rozgorzała ostatnio dyskusja o extruderach. Jaki najlepszy? Czym kierować się przy wyborze? Jako osoba, której kilka extruderów udało się już zepsuć, chciałabym przekazać garść moich osobistych przemyśleń. Jako, że jest to urządzenie dość drogie, a jednocześnie nie najniezbędniejsze, rzadko ktoś uczy pracy z nim. Stąd dziś będzie dość subiektywnie.

Po pierwsze co to takiego „extruder”
Najprościej rzecz biorąc jest to niewielka rura, wyposażona w końcówki z dziurkami w określonych kształtach i prosty mechanizm z tłokiem, pozwalający przecisnąć modelinę przez rurę i ów otwór. Po pierwsze pozwala to uzyskać długie równe wałki masy o określonym przekroju, po drugie korzystać z szeregu efektów kolorystycznych związanych z zasadą first in – last out. Mówiąc po naszemu kolor, który będzie najbliżej tłoka, będzie miał tendencje do wydostawania się na zewnątrz na początku. Ten najdalej pozostanie do samego końca wałka. Na tej zasadzie bazuje bardzo prosta i popularna technika „Klimt cane”. Inna sprawa, że świetnych technik z extruderem jest mnóstwo i wciąż powstają nowe.

To jedno z niewielu narzędzi, którego polskich nazw nie byłam w stanie zaakceptować i stąd używam nazwy angielskiej. Nazwa „strzykawka do mas” myli, bo sugeruje, że przyrząd z którego masę wyciska się tłokiem jak w strzykawce będzie działał. Z modeliną nie działa. To znaczy działa, ale w moim przypadku wymagało to każdorazowego proszenia o pomoc męża, bo mi brakowało siły. Bez sensu. Nazwa „praska do mas” powoduje, że widzę przed oczami moją teściową z praską do ziemniaków. To też nie to. A przemysłowe tłumaczenie „wytłaczarka” jakoś się nie przyjęło. Niech więc zostanie extruder.



Jaki wybierać?
Tu tradycyjnie jest kilka kryteriów, które można brać pod uwagę: mechanizm wyciskania i konstrukcja rączki, materiał, z którego zrobione jest urządzenie, dostępność, akcesoria, doświadczenie producenta i oczywiście cena.

Pierwsza sprawa to mechanizm. Tak jak już napisałam, prostym „strzykawkom” mówię zdecydowanie nie. Są do nich podobno dostępne adaptery w rodzaju E-Z Push Play Gun Adapter, ale chyba nie warto zawracać sobie głowy, bo w Polsce i tak się tego nie kupi, a koszty wysyłki potrafią bardzo wywindować cenę. Pozostałe opcje to tłok na śrubie (z prostą rączką : Makin’s, Czextruder z Lucy Tools oraz z łamaną: Walnut Hollow, Städtler) albo tłok przypominający zasadą działania pistolet do silikonu, zastosowany np. w serii ACE Hobby Extruder. Ten ostatni na polskim, a i chyba europejskim rynku nie występuje, więc można go sobie raczej darować. De facto zostają więc extrudery śrubowe trzech marek Makin’s, Lucy Tools (Czextruder) i Städtler (Fimo Professional). I tu pojawia się kwestia doświadczenia producenta, do której będę się dalej odwoływać. Najdłużej extrudery oferuje Makin, od ok. 2 lat  Lucy Tools, a Städtler od kilku miesięcy . To wpływa na poziom "przetestowania" i rozwoju produktu.

Aha, nie miałam okazji tego wypróbować, ale podobno rączki łamane są nieco wygodniejsze w trzymaniu niż te proste. Z drugiej strony o prostych mówi się, że pozwalają na szybszą pracę. Dobrą informacją jest też to, że wszystkie trzy marki łączą o-ringi w mechanizmie tłoka (gumowe uszczelki), które czynią je niemal samoczyszczącymi.

Kolejna kwestia to materiał z którego są wykonane. Może być to aluminium lub stal. Aluminium ma dwie wady – może lekko brudzić masę i nie nadaje się do użycia z żadną z odmian metal clay. Zakładając, że zostajemy przy modelinie, to zupełnie przyzwoita opcja. Kwestię brudzenia rozwiązuje fakt, że ta przybrudzona resztka zwykle zostaje wewnątrz extrudera i nie wpływa na sam wałeczek, ani tym bardziej uzyskany z niego wzór. Zostaje jeszcze kwestia trwałości. Mi wykończenie mojego Makin’s Professional Ultimate Clay Extruder zajęło kilka lat intensywnego używania. Zawiodło połączenie śruby z samym tłokiem. Przyjmuję, że to niezły wynik, biorąc pod uwagę jego cenę.

Można też skorzystać ze stalowych extruderów. Tu na rynku europejskim mamy zasadniczo dwie opcje: Czextruder (12 cm lub 20 cm) i Makin’s Professional Ultimate Clay Extruder w wersji nierdzewnej. Miałam okazję pracować z większym Czextruderem. Czytałam wiele pozytywnych recenzji, ale mnie osobiście przeszkadza w nim ciężar i średnio wygodna rączka z zestawu podstawowego. Mam też zastrzeżenia do śruby, ale to zdarzało mi się i przy Makin’s. Pewne rzeczy to oczywiście kwestia gustu i poniekąd dodatkowych akcesoriów.

No właśnie akcesoria. Do najistotniejszych należą dyski, czyli okrągłe kółeczka z dziurką/ dziurkami, których kształt determinuje przekrój uzyskanego wałka. Te nieco bardziej wysublimowane przydają się zwłaszcza do przyspieszania pracy nad rolkami (ang. canes). Zwykle do extrudera, który kupujemy dołączone jest ok. 20 podstawowych dysków (poza zestawem podstawowym Czextruder). Poza tym Makin’s oferuje 3 zestawy dodatkowe i czwarty do stali, a w ofercie Lucy Tools jest aktualnie 7 zestawów po 8 dodatkowych dysków. Od czasu do czasu na rynku pojawiają się też dyski innych producentów i artystów (Walnut Hollow, Iris Mishy…). W zasadzie są one tak pomyślane, żeby można ich było używać z każdym z podstawowych dostępnych na rynku extruderów. W mojej pokaźnej kolekcji mam więc i Makina, i te od Lucy.



Oprócz dysków Makin’s oferuje też adaptery umożliwiające uzyskanie wałka z dziurką w środku. Wystarczy pociąć na odcinki i mamy gotowe korale. Bardzo praktyczna rzecz. Adaptery sprzedawane są w dwóch zestawach po trzy sztuki i różnią się średnicą dziurki, którą możemy uzyskać. Może być taka na rzemień, ale też taka na cienką żyłkę.

Najbardziej akcesoriami, zwłaszcza tymi poprawiającymi jakość pracy, obrósł Czextruder. Zacznijmy więc od tego, że może być w różnych wersjach kolorystycznych. Mój jest „madżentowy”. Po za tym dostępne do niego są: wygodniejsza rączka, mocniejsza śruba, uchwyt do przykręcenia do stołu, dodatkowy adapter do wkrętarki, wymienne tłoki, o-ringi do tłoków, szczotka do czyszczenia i smar do śruby (po czesku „lubricant” – zgadnijcie, ile radości dało mi wygranie czegoś o takiej nazwie na loterii…). Niestety nie były one dostępne w czasach, kiedy kupowałam swój, który w ówczesnych założeniach miał być niewiele droższy od Makin’s, a znacznie solidniejszy. Hasło reklamowe, że wersja podstawowa działa z wkrętarką okazało się naciągane. Rozmawiałam o tym z przedstawicielką handlową Lucy Tools. Zasugerowała rozbudowanie zestawu. Powiem tylko, że w cenie zestawu „all in one”, można mieć dobrą maszynkę do makaronu i silnik.

Tak na marginesie - niestety nie mam doświadczenia z trzecią łatwo dostępną marką czyli Fimo Professional Clay Extruder. Co ciekawe nie udało mi się też jeszcze znaleźć recenzji w Internecie. W naszym gronie redakcyjnym zdarzyła się jednak już reklamacja na ten produkt i wiemy, że w najbliższych miesiącach na rynek ma trafić jego nowa poprawiona wersja. Miejmy nadzieję, że zmiany nie będą wprowadzane kosztem windowania ceny.

Co jeszcze wiedzieć należy?
Do czyszczenia extrudera w zasadzie wystarcza sucha chusteczka higieniczna, ale rzeczywiście raz na jakiś czas trzeba go czyścić. Dobrze jest używać rozgrzanej modeliny, bo wtedy łatwiej się pracuje. Z drugiej strony wałki tej suchej będą popękane na brzegach, co można wykorzystać w projekcie. Jeśli chodzi o techniki, mnóstwo informacji na ten temat można znaleźć w Internecie, choćby tu:



poniedziałek, 8 grudnia 2014

Maszynka do makaronu – wcale nie takie proste…

Mnóstwo jest artykułów o narzędziach do modeliny. Większość dowodzi, że niewiele trzeba i większość profesjonalnych wynalazków można zastąpić domowymi metodami. Jest natomiast kilka takich rzeczy, których nie warto zastępować, bo to naprawdę dobre inwestycje. Moim zdaniem trzy: maszynka do makaronu, ostrza (tzw. tissue blades) i extruder (praska, wyciskacz). Z tym ostatnim można poczekać. Dwa pierwsze są niezastąpione. Dziś o maszynkach do makaronu.



Z czego to to się składa?
Otwieramy pudełko, a w nim piękna nowa maszynka. Na ogół w opakowaniu są cztery części składowe: maszynka, korba, imadło i przystawka do cięcia makaronu. Tą ostatnią można od razu odłożyć na bok. Raczej się nie przyda. A korba i imadło są raczej proste. Tymczasem sama maszynka to już mechanizm. Wewnątrz znajdują się dwa wałki oparte na zębatkach, łączących wałki z metalowymi zębatkami do korby i pokrętła, które pozwala regulować odległość wałków i grubość płata masy. Warto wiedzieć, że wewnętrzne zębatki wałków najczęściej są plastikowe i po jakimś czasie wyrabiają się. Wtedy maszynka kończy swój żywot. Poniżej wałków znajdują się noże odcinające masę – makaron albo modelinę - od wałków. Noże mogą być plastikowe lub metalowe, o czym dalej. Jest jeszcze obudowa. Można ją w zasadzie zdemontować. Trzeba tylko pamiętać, że w najtańszych modelach nie zawsze daje się później zmontować całą konstrukcję.

Na początek trzeba kupić
Jak przy każdym zakupie wybierając maszynkę można kierować się ceną lub kryteriami technicznymi. Tę pierwszą zostawmy - jak w dobrych negocjacjach - na koniec. Na początek załóżmy sytuację optymalną (a w Polsce niemal nierealną), że można pójść do sklepu i wybrać. Co sprawdzać najpierw?

1) Wałki!
Poszczególne maszynki, nawet w ramach tego samego modelu, różnią się między sobą tym, na ile równoległe są wobec siebie wałki. Powiedzmy szczerze. Nigdy nie jest idealnie, ale może być lepiej lub gorzej. Nierównoległe wałki to płat modeliny o innej grubości z każdej strony. Albo inaczej. To sytuacja, gdy do maszynki wkłada się prostokąt, a wyjmuje placek równy na dole, a na górze z „uchem” po jednej stronie. Są na to metody i zupełnie się tego nie uniknie, ale jak można wybrać lepszy egzemplarz… To bierzemy monetę i sprawdzamy nią odległość wałków po każdej stronie.

To czy wałki są bajerancko pokryte teflonem (Makin’s), pomalowane farbą, czy nazywane super profesjonalnymi nie ma najmniejszego wpływu na pracę. Liczba i numeracja poszczególnych grubości płata też nie jest szczególnie ważna. W większości tutoriali i tak znajdziecie instrukcje w rodzaju „Wałkuj na najgrubszym/ średnim/ najcieńszym ustawieniu swojej maszynki”. Nabiera to znaczenia dopiero, gdy w maszynkę można zainwestować sporo większe pieniądze. 

2) Druga kwestia to wytrzymałość maszynek. Co na to wpływa? Na pewno plastik lub metal w zębatkach, ale też jest kilka marek znanych z tego, że są solidniejsze. Generalnie panuje opinia, że w segmencie „tańszym” najlepsze są tradycyjne europejskie, a w zasadzie włoskie marki – Atlas i Imperia. Miałam przyjemność pracować na obu i chyba przyjemniejszy był Atlas, choć Imperia z kilku powodów, o których za chwilę, jest popularniejsza. Maszynki oferowane firmowo w jednej linii z markami modeliny są na ogół słabsze. Czasem wprawdzie to np. Imperie w innym opakowaniu i z kolorową obudową, ale jakoś nie zauważyłam, żeby cieszyły się przesadnym powodzeniem.

Z punktu widzenia pierwszego zakupu maszynki ani Altas, ani Imperia do bardzo tanich nie należą (najtańsze modele to od ok. 120 do 180 zł), ale to nic w porównaniu z rynkową ekstraklasą. Za Dream Machine trzeba zapłacić ok. 1000 USD, za elektryczną Imperię dla restauracji (boska! próbowałam!) ponad 1000 EUR. Jeśli decyzja padnie na maszynkę zbliżoną do najtańszej – więcej uwagi trzeba zwracać na troszczenie się o nią.

3) Trzecia sprawa to noże. Za nożami zbiera się osad z resztek masy. Mogą być plastikowe albo co częstsze – metalowe. Nadmiar nie usuniętej masy za nożami może je wyginać. A wówczas na najcieńszych ustawieniach maszynka zaczyna drzeć masę. Z czasem na coraz grubszych. Rozwiązania są dwa – czyścić albo kupić maszynkę z plastikowymi nożami, które nie odkształcają się na trwałe i też czyścić. Za takie właśnie pokochałam najtańszą z Imperii Sfogliatrice.

Uwaga! Zdjęcie jest efektem podglądania maszynki od spodu...

4) Po czwarte części zamienne. Otóż do ww. Imperii Sfogliatrice można dostać przez Internet zapasowe wałki. Z przesyłką to koszt zbliżony do połowy wartości maszynki, mnie jednak to przekonuje. Zwłaszcza w kontekście ewentualnego udostępniania maszynek na warsztatach dla osób początkujących.

5) No i na koniec argument dla zaawansowanych: silnik. Niewiele było dużych wydatków, które tak by mnie uszczęśliwiły. Z silnikiem można pracować szybko i wydajnie, nawet z dużą ilością masy. Nagle zaczęłam dzięki niemu używać maszynkę do mieszania kolorów i rozgrzewania masy. Ale umówmy się, że to ok. 300 zł, a więc nie mało. Natomiast, gdyby ktoś o tym marzył, łatwiej dokupić silnik do maszynki, którą już się ma, niż kupować obie rzeczy jednocześnie. Silniki bez problemu dostępne są do Imperii i Atlasów. Nigdy nie widziałam silników do marek maszynek przewijających się w tanich ofertach serwisów aukcyjnych. Dla najambitniejszych dostępne są jeszcze pedały do uruchomiania silnika, takie jak do maszyn do szycia.

Jak się nie ma co się lubi – czyli jak troszczyć się o maszynkę
Najprostsze i najoczywistsze to oczywiście przetarcie maszynki, a zwłaszcza wałków i noży, od zewnątrz chusteczką. Może być wilgotna, ale sucha też się sprawdzi. Przy samych nożach zakamarki można czyścić np. wyciorami do uszu. Niektórzy twierdzą, że dobrze mieć pod ręką zawsze kawałek przybrudzonej białej do czyszczenia wałków. Słuchałam też kiedyś wywiadu z panią, która miała osobne maszynki do jasnych i ciemnych kolorów. Ale to chyba przesada.

Najwięcej zanieczyszczeń ląduje zawsze z tyłu za nożami i wtedy poza tym, że noże się gną, maszynka „rzyga”. Kawałki zanieczyszczeń przechodzą na kolejne prace.




Można się tym nie przejmować. Można od czasu do czasu wyczyścić noże. Jeśli obudowa zakrywa je, trzeba ją rozkręcić i można przy okazji od razu zdemontować. Każde rozkręcanie może lekko zepsuć układ wałków, więc lepiej nie robić tego za często. Za to w Internecie można znaleźć szczegółowe instrukcje rozkręcania wielu modeli. Bez obudowy dostęp za noże jest prosty. W mojej maszynce do „brudniejszego noża” można się dostać i bez rozkręcania, ale to zależy od modelu. Acha, noże można przykręcić „do góry nogami”. To zły pomysł…


Kolejna kwestia to właśnie układ wałków. Będą się odchylać jeśli do maszynki trafi grubszy kawał masy niż jest ona to w stanie znieść, albo gdy preferuje się wałkowanie mniejszych kawałków zawsze po tej samej stronie. Zasada ogólna brzmi Nigdy nie wkładaj więcej niż podwójna grubość danego ustawienia, ale nie trzymam się jej za sztywno. Czasem masa jest wysuszona, a czasem aż płynie plastyfikatorem i maszynce szkodzi mniej. Niemniej im tańsza maszynka, tym jest to istotniejsze. A zawsze warto wypracować sobie triki na osiąganie prostokątnego placka, bez obcinania końcówek masy. Dream mashine wytrzymuje wrzucanie do niej całych dużych kostek fimo classic na raz. Można pomarzyć.

Jak maszynkę skutecznie wykończyć?
Parę metod już wymieniłam. Można za dużo do niej pakować. Można powykrzywiać noże. Można też w przyspieszonym tempie ukręcić zębatki. Genialną metodą na to jest wkładanie korby „tak do połowy”. Widziałam taką śmierć maszynki w samym środku pracowitego warsztatu. Dobrze, że siedzieliśmy w sklepie z akcesoriami… A zatem korba zawsze do dna!

Czasem jednak utrzymanie korby na miejscu bywa kłopotem. Mnie w nadmiarze warsztatowego entuzjazmu zdarza się rzucać korbą na wszystkie strony kompletnie bez kontroli. Jakoś sama wypada. Sposobem na to jest opatulenie jej końcówki przed włożeniem w otwór kawałkiem folii spożywczej. Wtedy trzyma się idealnie.

Mi się to nie zdarzyło, ale zaprzyjaźniony dobry duch podpowiada, że z wałków może się jeszcze złuszczać ich zewnętrzna powłoka. Sama masa raczej im nie zaszkodzi, nawet jeśli maszynki oryginalnie nie są przeznaczone do tak twardego materiału. Natomiast zanieczyszczenia w masie już tak. Jeśli eksperymentujecie z solą (a jest z nią kilka fantastycznych technik) albo masa załapała trochę piasku z podłogi, proponuję już jej przez maszynkę nie przepuszczać. Można odłożyć na bok. Przyda się na konstrukcję wnętrza kolejnej pracy.

Na koniec o imadle
Najmniej skomplikowanym i kłopotliwym elementem maszynki wydaje się imadło, a ściślej rzecz biorąc zacisk. Można je w prawdzie wykończyć, ale i zastąpić łatwiej. Zresztą jedyne które wykończyłam padło nie przy maszynce, a przy zabezpieczeniu do łóżka mojego dziecka. Niemniej jednak i stoły bywają różne. Czasem małe imadło sprawdzi się świetnie, a czasem stół jest tak gruby, że nie daje się nic wskórać. W moim przypadku rozwiązaniem okazała się wizyta przyjaźni u panów w hurtowni z narzędziami i kupienie dużego zacisku za ok. 20 zł.

Mam nadzieję, że ta garstka wynurzeń ułatwi komuś zakupy i pracę. Aha, i jeszcze wielkie dzięki dla dwóch Monik za zapewnienie natchnienia i dorzucenie paru myśli oraz dla Doroty, która okazała się nieoceniona przy zapewnieniu linków i obrazków do tego materiału.

A tutaj dodatkowy, świetny materiał o maszynkach, zawierający między innymi instrukcję rozbierania Atlasa.
1. http://desiredcreations.com/howTo_TLPQueenAtlasMaint.htm
2. Czyszczenie maszynki - video #1
3. Czyszczenie maszynki - video #2
4. Czarne smugi na modelinie?

sobota, 23 sierpnia 2014

Po piąte... organizacyjnie i poradniki :)

Mam kilka pomysłów na to, co powinno znaleźć się na naszym blogu.

Chciałabym zrobić podstronę z interesującymi tutorialami. Myślę, że moglibyśmy zacząć od rodziny samouczków i zgromadzić je w jednym miejscu. Oczywiście, nie obejdzie sie bez waszej pomocy.
Muszę wiedzieć co was interesuje.
 
Recenzje to kolejna propozycja...
Mamy bardzo okazałe zasoby polskich recenzji. Nasi blogerzy są bardzo płodni i maja dużo doświadczenia chociaż bywają stronniczy. Osobiście znam kilka blogów na których pojawiły się bardzo wartościowe materialy.
Można tu zrobić kategorie masy, narzędzia i akcesoria.
Z technikami już nie będzie tak łatwo, bo niektóre są objęte prawem autorskim.


Nie wszystko znajdę sama, stąd ogromna do Was prośba... Jeśli obserwujecie blog, na którym jest fajna recenzja, tutorial lub poradnik, proszę o informację najlepiej w komentarzu pod postem.

Jak to widzę ... opis plus zdjęcie oraz link do bloga, strony... To również świetna reklama dla modeliniarzy autorów takich recenzji! Ja ze swojej strony każdorazowo poinformuję autora i zapytam o pozwolenie ...niuanse ;-)
 

Chciałabym także prezentować artystów ze świata ... Ale również wolałabym znać waszą opinię na ten temat i koniecznie propozycje.

Katalin czyli Kasia opracowała kilka cennych poradników
Pozwolę sobie umieścić tutaj najświeższy czyli jak prawidłowo wypalać modelinę.
Poradniki Katalin znajdziesz pod tym linkiem http://katalin-handmade.blogspot.com/p/poradnik.html 

Oto wykaz skopiowany bloga Katalin z aktywnymi linkami
 
Od czego zacząć? Część pierwsza - masy plastyczne
Od czego zacząć? Część druga - narzędzia
Od czego zacząć? Część trzecia - dodatki


Jak uzyskać efekt cieniowanej modeliny?


Jak prawidłowo wypalać modelinę? 

" Zdawałoby się, że temat oczywisty, bo przecież instrukcja wypalania znajduje się na każdej kostce modeliny, ale jednak wciąż budzący wiele wątpliwości. W dzisiejszym poście chciałabym przybliżyć Wam ten temat, oraz uświadomić, jak niezwykle istotny jest to proces.
Hasła "wypalanie modeliny" użyłam nieprzypadkowo. Otóż jest to jedyna możliwość, która gwarantuje uzyskanie najwyższej możliwej trwałości masy termoutwardzalnej. W Internecie możemy spotkać się z tym, że wiele osób gotuje modelinę we wrzącej wodzie. O ile podczas zabawy z dziećmi modeliną szkolną jest to dopuszczalne, to przy pracy z masami profesjonalnymi już nie. Po pierwsze szkoda w ten sposób niweczyć swoją pracę i niszczyć modelinę, a po drugie gdy sprzedajemy swoje dzieła, szkodzić swojej opinii. Modelina utwardzona w ten sposób po prostu jest nietrwała. Poza tym, podczas gotowania bardzo często tworzy się na niej biały osad, kolory mogą blaknąć, a cała praca odkształcać się - modelina w garnku będzie podskakiwać jak jajko, nie trudno więc o uszkodzenia.

Wiemy już, że modelinę wypalamy. Możemy to robić w zwykłym domowym piekarniku. Nie musicie mieć obaw o swoje zdrowie - masy polimerowe są przebadane i nie wydzielają niekorzystnych substancji. Jedyne, co możemy czuć to dość specyficzny zapach, a czasem smrodek gdy modelinę przypalimy :P Całkiem fajnym gadżetem są mini piekarniki, które możemy kupić za ok.100zł. Większość z nich nie posiada jednak gałki do ustawiania temperatury, trzeba więc jej pilnować samemu za pomocą termometru. Chodzą również słuchy o wypalaniu w mikrofali. Ja jednak nie ufam temu urządzeniu i w domu go nie posiadam, także nie mam możliwości sprawdzenia tej opcji.
Masę termoutwardzalną możemy wypalać bezpośrednio na blaszce, gdyż nie będzie do niej przywierać. Jak już wcześniej pisałam, sama korzystam z kafelka, na którym lepię, a po zakończonej pracy po prostu wkładam go do piecyka, bez obaw, że coś mi się zniszczy przy przenoszeniu. Możemy korzystać również papierów do pieczenia, naczyń żaroodpornych, czyli wszystkiego, czego normalnie używamy do pieczenia. 
Przejdźmy do tego, jak ustawić nasz piekarnik.                                                               
Gałkę przekręcamy tak, by działały zarówno grzałka górna i dolna. Pozwoli to na równomierne, obustronne utwardzanie modeliny. Następnie ustawiamy temperaturę. Optymalny zakres to ok. 110-140*C Przy włączonym termoobiegu, temperaturę należy ustawić o 10*C niższą. Warto również zwrócić uwagę na to, że nie zawsze temperatura na gałce równa się rzeczywistej temperaturze w piekarniku, dlatego dla pewności warto sprawdzić termometrem, czy jest ona odpowiednia.
Producent zaleca wkładanie modeliny do uprzednio nagrzanego piekarnika, ja zaś umieszczam ją w chłodnym piekarniku i po prostu dodaję ok. 5-8 min do ogólnego czasu wypalania. Mam wrażenie, że w ten sposób figurki są bardziej elastyczne. Nie wiem, może to kwestia tego, że płynny zmiękczacz zawarty w masie wyparowuje powoli i stopniowo wraz ze wzrostem temperatury. Najczęściej utwardzam masę w 115/120*C Czas wypalania uzależniamy od grubości i wielkości wykonanego projektu, jednak nigdy nie powinien być krótszy niż 20-30min (chyba, że wypalamy projekt etapami, wtedy pierwsze pieczenie może być krótsze, a dopiero przy kolejnych czas wydłużamy). Jak już wcześniej napisałam, pod wpływem temperatury płynny zmiękczacz zaczyna wyparowywać, a cząsteczki PCV zaczynają łączyć się ze sobą, tworząc zwartą strukturę. Przy zbyt krótkim czasie wypalania, całość tej substancji nie zdąży wyparować, a cząsteczki nie połączą się w pełni, przez co po wypaleniu modelina będzie się po prostu łamać, a nawet i kruszyć. Proces wypalania możemy zakończyć na dwa sposoby. Utwardzony przedmiot wyciągnąć z piecyka i  pozostawić do samodzielnego wystudzenia, albo jeszcze gorący umieścić pod strumieniem zimnej wody. Dzięki zahartowaniu, modelina stanie się jeszcze bardziej wytrzymała na uszkodzenia (stracić może przy tym nieco na swej elastyczności) oraz pozbędziemy się mikropęknięć, powstałych podczas pracy.
Przedmioty wykonane za masy termoutwardzalnej z wyższej półki, jak FIMO czy Premo!, mogą okazać się do niczego, jeżeli nie zadbamy o to, by proces wypalania przebiegał prawidłowo. Dlatego zwracajmy większą uwagę na ten etap, a długo będziemy cieszyć się naszymi dziełami :) 
Na koniec zostawiam Wam jeszcze link do filmiku, który nagrałam w zeszłym roku. KLIK Demonstruje on, jak zachowuje się dobrze wypalona modelina. Nawet takie cieniutkie elementy jak nóżki, nie mają prawa się złamać :) "



Myślę, że nikt się nie obrazi, jeśli zacznę od mojego tutorialu.
Temat bardzo na czasie, bo zbliża się już jesień, a samouczek to liść jesienny millefiori.




Jeśli macie opracowane poradniki na swoim blogu bardzo prosze o link w komentarzu. Każde miejsce w sieci które zawiera linki do naszego bloga jest reklamą, popularyzuje właśnie Twoja twórczość i pozyskuje Dla Ciebie nowych Fanów. 

Życzę miłego dnia modeliniarzu :)