poniedziałek, 16 marca 2015

Z połyskiem czy bez…? Rzecz o wykańczaniu prac

Czym się różnią prace z modeliny, za które autorzy dostają po kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset euro od tych za kilkanaście złotych? Kunsztem i talentem autora, pomysłem, promocją…? Pewnie tak, ale przede wszystkim wykończeniem. I o tym wykończeniu będzie dziś słów kilka.

Na wysoki połysk
Niektórzy artyści z światowej czołówki znani są z tego, że ich prace błyszczą jak lustro i próżno na nich szukać skazy. Pierwsze dwa nazwiska, które przychodzą mi do głowy to Dan Cormier i Carol Simmons, ale takich osób jest zdecydowanie więcej. Na te prace patrzy się z zapartym tchem i ciężko oderwać oczy. Taki efekt osiąga się długotrwałym, żmudnym polerowaniem, o którym opowiem za chwilę. Przynosi ono tym niesamowitsze wrażenie, im drobniejszy jest wzór na powierzchni pracy. Pozwala też osiągnąć spektakularne efekty przy używaniu masy z miką. Wadą polerowania jest to, że sprawdza się tylko na powierzchniach. Nie uda się to na pracach z mnóstwem zakamarków i drobnych elementów.

O tak właśnie prezentuje się wypolerowana praca z mica shift. Broszka by a.m.
Czy są inne metody na połysk? Pewnie powiecie, że lakier. Ci co mnie znają wiedzą, że wyjątkowo nie lubię lakieru. Używam go tylko w dwóch sytuacjach: kiedy zależy mi na lekko szklistym wyglądzie np. zapłakanych oczu lub matowego w sprayu do utrwalania transferów i pudrów. Cóż, mixed media lubią lakier. Niemniej lakieru najlepiej jest używać celowo i „z premedytacją”, tak by dopełniał koncepcji projektu. W przeciwnym razie niestety zdradza amatora. Czasem, zwłaszcza w rzeźbach, lepiej zrezygnować lakieru i nawet zostawić odciski palców. Według Christie Friesen dają one „interesujące satynowe wykończenie” ;-) Inna sprawa, że takie postępowanie odbiera szansę na karierę włamywacza…

Trzecia metoda to zalanie pracy resinem. Na resinach znam się nieco słabiej, ale kilka razy pracowałam z utrwalanym lampą UV. Resin tworzy wrażenie podobne do żywicy epoksydowej. Wygląda jakby praca została zalana szkłem. Efekt może być znacznie szlachetniejszy niż w przypadku lakieru, wymaga natomiast nieco nakładów.

O papierach ściernych, szlifowaniu i polerowaniu
Mówiłam już o szlifowaniu na wysoki połysk. Ale szlifowanie modeliny to znacznie szerszy temat. Spójrzmy więc na niego od strony technicznej. Z czego korzystać, a z czego nie?

Modelina jest relatywnie miękkim materiałem. Niestety więc nie ma możliwości korzystania z większości urządzeń, które ułatwiają pracę przy innych mediach. Nie dawałyby wystarczającej kontroli nad efektem. Łatwo byłoby przedobrzyć. Nawet wiercąc dziurki wolę wziąć ręczną wiertareczkę niż elektryczną miniwiertarkę. Wszystko zaczynamy od papierów i gąbek ściernych. Koniecznie na mokro, bo oddychanie pyłem polimerowym nie jest najzdrowszym pomysłem. Lepiej pracę przesuszyć przed kolejnym etapem pracy, niż wdychać chemię. A tak przy okazji ostrzegam, że to dość brudny proces. Otrzymanie klinicznie czystych prac wymaga sporo babrania się w wielobarwnym błocie.

Jeśli pracy trzeba nadać określony kształt to żeby się nie przemęczyć zaczynamy od grubego papieru. Ja sięgam po 120 i pracuję z nim tak długo, aż kształt mnie zadowoli. Potem idzie 220 do momentu, kiedy praca wydaje mi się gładka. Kolejny etap to 400 i ten jest kluczowy. Papieru tej grubości kupuję 2-3 razy tyle co wszystkich innych. To wartość graniczna. Wszystkie papiery grubsze (w tym 100, 120, 220...) „kaleczą” pracę. Na pracy zostają po nich wyraźne rysy, które trzeba potem zeszlifować. Wszystkie cieńsze (600, 800, 1000 …) zdejmują znacznie mniej materiału i pracuje się nimi wolniej. 400 to właśnie moment, kiedy trzeba usunąć wszystkie pozostałe rysy i nierówności. Powiedzmy otwarcie – to też najżmudniejszy etap procesu. Od tego momentu gładkość testuje się wyłącznie palcami, bo oko nie wyłapie wszystkiego wystarczająco dobrze – ani na suchej pracy, ani tym bardziej na mokrej. Jeśli po tej grubości palce mówią „jest dobrze” przeszlifowujemy jeszcze koniecznie 600 i 800 za każdym razem do momentu, gdy pod palcami wszystko wydaje się idealnie gładkie. To pozwoli otrzymać elegancko wykończoną powierzchnię, bez odcisków palców, nierówności i pęknięć. Kolejne grubości to kwestia osobistego wyboru. 800 może wystarczyć, a czasem „idzie się w górę” aż do 3600.

Nie łudźcie się, takiego kształtu nie da się przy tak delikatnej formie uzyskać bez  papieru ściernego. Pierwotny produkt był mocno kanciasty. Opłaciło się! Jest w pełni opływowy i cudownie leży na palcu.
Pierścionek by a.m.

Jeśli szlifujemy powierzchnię, która od początku była gładka - np. prosto z maszynki, jako płat prosto spod noża, albo spod gilotyny - możemy śmiało zaczynać od papieru 400.

Co o ścieraniu trzeba jeszcze wiedzieć? Zarówno papier, jak i pracę najlepiej jest systematycznie moczyć, a przynajmniej zmieniając grubość papieru zmieniać wodę. Papiery zużywają się i po kilkunastu minutach nie są już tak wydajne. Dlatego arkusze dzielę na małe prostokąty i na wszelki wypadek wszystkie je podpisuję z tyłu wartością grubości. To pozwala optymalnie wykorzystać każdy skrawek. Trzeba też pamiętać, że działanie materiału ściernego polega na żłobieniu mikrorys. Jeśli chcemy więc zetrzeć nierówność, trzeba zwalczyć chęć przeciągania papieru zawsze w tym samym kierunku. Kierunek tarcia musi się co jakiś czas zmieniać.

Na rynku jest też kilka „bajerów”, z których korzystają modeliniarze. Pierwsze to już dostępne w Polsce - choć drogie - sand blastery 3M (ok. 35 zł za 3 arkusiki). To cienkie, giętkie gąbki z naniesionym materiałem ściernym. Są dużo trwalsze od papierów i niezastąpione przy nadawaniu kształtu i gładkości skomplikowanym bryłom. Ja cenię sobie zwłaszcza te najgrubsze. Polecane są też gąbki ścierne 3M jako bardzo trwałe. Drugi koniec skali to mikromesh. Materiał ścierny może być naniesiony również na tkaninę. W tym przypadku dotyczy to najcieńszych „gładzideł” (1500, 3600, 7200 itd.). Zostały wymyślone do szlifowania szyb samolotowych i pozwalają osiągnąć baaaaardzo gładkie wykończenia. Cóż, spróbowałam i ja nie widzę takiej potrzeby. Gdyby jednak ktoś miał inną opinię, mówi się, że dodanie do wody kropli płynu do mycia naczyń bardzo ułatwia pracę z micromesh.

Po 800-setce czas na decyzję. Może być dobrze wykończony mat, o którym za chwilę lub lustrzany połysk. Lustrzany połysk osiągamy po raz pierwszy sięgając po maszynerię. Kluczem jest koło polerskie z bawełną. Zwykle montuje się je do specjalnej polerki. Ja kupiłam samo koło i po lekkim przemontowaniu jakiejś końcówki do szlifowania, zamontowałam do miniwiertarki. Sprawdza się świetnie. Koła polerskie są do dostania już za kilkanaście złotych na serwisach aukcyjnych i w sklepach z zaopatrzeniem dla jubilerów. Większe koła dają szybsze obroty i trochę szybsze szlifowanie.

Jakby kto nie wiedział - sandblastery i koła polerskie

 Koło w czasie pracy jest miłe w dotyku i delikatnie podkładamy pod nie pracę, przesuwając „włoski” po powierzchni. Jeśli po przeszlifowaniu zobaczymy skazy np. rysy lub nierówności, trzeba się cofnąć do szlifowania papierem ściernym. Koło polerskie nie wybacza niedokładności. Jeśli „nie zamknie się” wcześniej szpary, raczej nic już nie pomoże. Szlifujemy tak długo, aż praca stanie się lustrzana. A jeśli ten efekt nam się nie spodoba, zawsze można wrócić do matu przeszlifowując najcieńszym możliwym papierem. Trzeba tylko dbać o bezpieczeństwo. Włosy wkręcone w koło mogą błyskawicznie pozbawić skalpu, a łańcuszek udusić. Lepiej zdjąć biżuterię i związać włosy.

Połysk może po jakimś czasie stracić siłę, zwłaszcza pod wpływem tłuszczu z rąk. Wówczas najszybszą metodą reanimacyjną jest szybkie przepolerowanie o dżinsy. Tak, tak. Prawdziwy modeliniarz nawet spodni nie wybiera przez przypadek! Nada się też koszula flanelowa, ale już nie tak dobrze. Mniejszy opór.

Mat też może być w cenie
Filigranowe wzory i mika w wysokim połysku zachwycają. Ale czasem praca wykończona na wysoki połysk, tak samo jak przy lakierze, wygląda okropnie plastikowo. Z kolei po samym papierze ściernym, nawet bardzo drobnym prace wyglądają wprawdzie porządnie (bez odcisków palców i skaz), ale na nieco zszarzałe. Co zrobić? Matową pracę warto lekko natłuścić. Absolutnie genialny do tego jest silikon do nabłyszczania karoserii samochodowych np. Armoral. Za butelkę zapłaciłam ok. 30 zł i po dwóch latach mam ciągle wrażenie, że starczy jeszcze na całe wieki. Na polskich serwisach aukcyjnych specyfik chodzi za kilkanaście złotych. Podobno sprawdza się też olej silikonowy. Jego przecena w czeskich Lidlach na wiosnę ubiegłego roku spowodowała pospolite ruszenie za naszą południową granicą. Szlif plus trochę Armoralu i mamy profesjonalny mat z nasyconymi kolorami. Jeśli nie szlifujecie w ogóle i tak warto skorzystać z Armoralu. Generalnie zabezpiecza i poprawia kolorystykę.

Tak właśnie prezentują się zmatowione gąbką prace.
Korale by a.m
.
A jeśli ktoś, robiąc coś innego niż rzeźba, czy figurki nie ma ochoty zasuwać z papierem ściernym? Jeśli praca ma skomplikowany wzór lub fakturę, niedoskonałości pewnie się ukryją. Zwłaszcza jeśli brzegi są równe, cięcia dokładne, a projekt nieprzypadkowy. Kolejna opcja to wykończenie celowo „na chropowato”. Można to zrobić ostukując pracę szczotką. Przy okazji pozwoli ona się pozbyć ewentualnych bąbli powietrza. Można też odcisnąć fakturę papieru ściernego. Uwaga tylko na drobinki materiału ściernego, zwłaszcza grubego, które mogą się przykleić do pracy. Ja osobiście najbardziej lubię korzystać z grubych, twardych gąbek. Może być gąbka antycelulitowa, albo taka ze sklepu budowlanego. Inwestycja na jakieś 3 zł, a porządne wykończenie np. korali dostajemy w minutę. Gąbki pozwalają też z pomocą farby akrylowej łatwo imitować niektóre kamienie. Efekt nie tak spektakularny jak przy szlifowaniu, ale takich prac można się już nie wstydzić. Zwłaszcza jeśli dobrze wykończone są ze wszystkich stron.

Czym modelina być może i czym nie jest na pewno

Jak wspominałam są tacy, którzy nie lubią modeliny, która w oczywisty sposób wygląda jak plastik. A modelina przecież jest de facto plastikiem. Dlatego warto wykorzystywać efekty, gdzie coś ona przypomina – kamień, drewno, kość, metal, szkło, tkaninę, skórę – ale nie starać się w tym być za dosłownym. To cudowny materiał, który pozwala osiągnąć niemal wszystko, o czym się zamarzy, ale czasem nie warto kopiować za dokładnie. Czasem zarzuca się modelinie, że jest mniej szlachetna niż materiały naturalne. Sposobem na zneutralizowanie tego odczucia jest właśnie idealne wykończenie z wykorzystaniem skojarzeń z innymi materiałami, ale bez powielania dokładnie ich wyglądu. A idealne wykończenie to oprócz technik wykończeniowych, dbałość o tyły, spody, ramki i wszystko to czego nie widać na pierwszy rzut oka. W końcu nie zakłada się podartych rajstop do sukni balowej...

5 komentarzy:

  1. "po wykończeniu ich poznacie" chylę głowę przed szlifującymi i sama zrozumiałam że tylko wtedy biały jest biały a ciemny ciemny ale nadal laik ze mnie i uchylam się jak mogę :-)
    dzięki za wyczerpujący opis, podkulam ogon i idę do budowlanego po nowy zapas papieru :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki i tobie Kasiu za ciepłe słowa!

    A ja chyba powinnam uzupełnić materiał o drobną dygresję i moje ostatnie odkrycie. Zawsze wydawało mi się, że poza kato (więcej tu:http://ampolymerclay.blogspot.com/2014/09/moze-mi-sie-upiecze.html) w zasadzie nie ma problemu, kiedy łączy się różne masy. Oczywiście zostaje kwestia lekkiej zmiany koloru przy przepiekaniu i zastrzeżeń producentów, ale nigdy nie znalazłam innego sensownego argumentu przeciw. A oto i znalazł się!

    Jak okazuje się różne masy po wypieczeniu w tej samej nawet temperaturze mają różną twardość i przez to różnie reagują na szlifowanie. Przy identycznej obróbce dwóch leżących obok siebie fragmentów np. z fimo i premo, jeden będzie błyszczał jak lustro po papierze 800 i szlifierce, drugi wciąż będzie pozostawiał wiele do życzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam pytanie dotyczące natłuszczania. Czy po natłuszczeniu gotowego wyrobu silikonem nie będzie on tłusty ("brudzący")?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki :) właśnie o to mi chodziło. Poza tym modelina po wypieczeniu nie traci kolorow tak bardzo jak bo wygotowaniu.. Pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  5. Silikon nie zostawia tłustego osadu, a kolory ożywia


    OdpowiedzUsuń

To tylko chwilka, napisz słów kilka :)