Modelina sama jest
lepka i poszczególne elementy pracy powinny się trzymać, a jednak nie zawsze
się udaje. Czasem trzeba coś dodać, albo technika wymaga rozcinania i sklejania
na nowo pracy. Wtedy w ruch idzie klej. Prosta sprawa! Tylko który…? A co kiedy
nie chcemy, by elementy się skleiły…?
Generalnie z kleju korzystamy albo by ratować to, co zepsuło
się po drodze, albo traktując go jako element planu. Załóżmy, że mówimy tylko o
tej drugiej sytuacji. Bo jak sobie radzić w sytuacjach awaryjnych, po lekturze tego
tekstu na pewno będziecie wiedzieć.
Przed wypieczeniem
Już kiedyś pisałam o aniołach, którym w obróbce o(d)padały
skrzydła. Zastanówmy się, jak tego uniknąć. Pierwsza sprawa to lepkość masy
i sposób sklejenia elementów. Jeśli połączenie jest ok., to wciąż masa może być
stara. Wówczas jest w niej mniej plastyfikatora, jest twardsza, gorzej się klei,
„na surowo” może być krucha i łamliwa. Można do niej dodać masy zmiękczającej
oferowanej przez producenta (Fimo Mix Quick, Sculpey Clay Softener, Cernit Soft
Mix etc.), płynnej modeliny albo minimalną ilość tłuszczu (olej, oliwa,
wazelina itd.). To trochę pomoże, ale masa może jednocześnie osłabić (zwłaszcza
przy tłuszczu), lepić się do rąk i zbierać przy byle ruchu odciski palców. Gro
znanych mi profesjonalistów robi rzecz przeciwną – wyługowuje masę, czyli
odsącza z nadmiaru plastyfikatora, a potem radzi sobie innymi środkami.
Pierwszy z nich to płynna modelina i Kato Poly Paste, który
ma formę pasty. Płynną masę oferują niemal wszyscy więksi producenci (Fimo
Liquid Deko Gel, Kato Liquid Polyclay, Liquid Sculpey). Świetnie sprawdza się
na powierzchniach, w miejscach, gdzie połączenie będzie słabo widoczne i w
sytuacji, gdy w pieczeniu nie ma ryzyka przesunięcia się któregoś z łączonych
elementów. Jest doskonała, gdy coś ma być naprawdę mocne np. połączenie wisiora
z tunelem na rzemyk. Ale masa polimerowa to masa polimerowa, nawet płynna.
Zanim stężeje pod wpływem temperatury, robi się miększa i płynniejsza. Jeśli
więc przykleimy wiszącą łapkę misia na liquid, łapka odpadnie zanim łączenie „złapie”. Z
kolei liquid niedopieczony (nieprzeźroczysty!!!) w dobrze widocznym miejscu może
szpecić. Pół biedy jeśli to Kato albo Sculpey. Te można zeszlifować.
Fimo niestety nie.
Gdy istnieje ryzyko takiej sytuacji, ratują nas kleje błyskawiczne jak super glue,
cyjanopan itp. Jaki wybrać? Wedle gustu. Ja osobiście najczęściej używam
takiego z pędzelkiem. Niestety i te kleje nie są pozbawione wad. Samo
połączenie w pieczeniu raczej nie puści. Natomiast jeśli istnieje ryzyko, że
elementy będą się przesuwać, bo masa zmięknie, lepiej podłożyć coś (złożona
kartka, kawałki ociepliny, pudełko itp.), co utrzyma pracę w piekarniku bez
ruchu. Chodzi o to, by nie osłabić łączenia. Po drugie standardowy klej tego
typu psuje się pod wpływem temperatury. Dwa pieczenia wytrzyma, ale więcej bym
nie ryzykowała. Wreszcie nie klei się sam do siebie i teoretycznie powinien
trafić na odtłuszczoną powierzchnię. To oznacza, że przed pieczeniem mamy tylko
jedną szansę. Jak się nie uda, trzeba kombinować po pieczeniu. Jest jeszcze
jeden problem. Czasem, gdy np. łączymy surową modelinę z już wypieczoną
przyklejanie małych elementów na klej błyskawiczny może być najzwyczajniej
niewygodne…
Jest jeszcze klej oferowany w serii sygnowanej przez Lisę Pavelkę
Polybonder – błyskawiczny i nadający się do wielokrotnego pieczenia. Aplikuje
się go pędzelkiem i jest tak wygodny w użyciu, że uzależnia. Na szczęście po
wyjściu z nałogu uświadomiłam sobie, że bez niego żyję równie dobrze jak z nim
;-)
Do piekarnika i co potem
Gdy kleimy po upieczeniu i ostudzeniu pracy, odpada płynna
modelina, za to wybór klejów rośnie. Oprócz rodziny super glue, pojawiają się
wszystkie inne, które nadają się do tworzyw sztucznych, w tym super mocne kleje
dwuskładnikowe. W każdym przypadku trzeba rozważyć, czy powierzchnię trzeba
oczyścić (stara warstwa super glue albo tłuszcz na powierzchni przepieczonego
pardo), czy łączenie musi być przeźroczyste i czy będzie w na tyle eksponowanym
miejscu, by wymagać przeszlifowania lub lakieru do zamaskowania. Żółty glut wyłażący
spod subtelnego białego kwiatka nie wygląda najlepiej, podobnie jak
wybłyszczenia od kleju na eleganckiej matowej broszce. Poza względami estetycznymi wypaloną
modelinę klei się jak cokolwiek innego.
Jeszcze dwa słowa o klejach błyskawicznych. Po pierwsze
cokolwiek piszą na opakowaniu, nie nadają się one do łączeń elastycznych i pracujących.
Przyczepianie nimi najcięższego elementu naszyjnika, czy zapinki od broszki to
duże ryzyko. Po drugie do wyboru są kleje w płynie lub w żelu. Żel łączy
odrobinę wolniej, co ułatwia klejenie większych rzeczy. Z drugiej strony
bardziej się „rozłazi” dookoła i łatwiej o wybłyszczenia, które trzeba zeszlifować
lub ukryć pod lakierem.
Cokolwiek by się jednak nie działo, klejenie klejem
błyskawicznym na zimno jest na tyle proste i pewne, że czasem celowo „odczepiam”
od siebie elementy pracy po upieczeniu, żeby skleić je „pewnie i porządnie”.
A jeśli ma się nie kleić?
Czasem chcemy, by elementy pracy się nie skleiły. Bo
modelina w pieczeniu lepi się nawet do powierzchni już wcześniej wypalonych.
Tyle, że słabiej. Może chodzić np. o zrobienie formy lub nasuwanego wieczka na
pudełko. Tu szkół jest wiele. Najmniej myślenia wymaga posmarowanie powierzchni
specyfikiem o nazwie Kato Repel Gel. Ale ten choć świetny jest niedostępny w
Polsce. Czasem wystarczy więc posypać mąką ziemniaczaną albo talkiem (dla
amerykanofilów: mąką kukurydzianą) lub na odpowiednim kawałku płaskiej
powierzchni położyć kawałek papieru. Jeśli wypiekamy na wcześniej wypieczonej
modelinowej formie, można zamiast mąki użyć Armoralu (specyfik do nabłyszczania
karoserii samochodowych, pewnie dowolny inny silikon tego typu tez zadziała).
Jeśli szukamy środka, który ma zapobiec przyklejeniu się
modeliny do czegoś, co nie trafi z nią do piekarnika np. tekstury, również mamy
kilka opcji. Najprostsze to znów proszki: mąka ziemniaczana, kukurydziana i
talk. Jeśli pasuje to do projektu, tę samą funkcję może spełnić pyłek mikowy,
porporina albo starte suche pastele. Nie są wrażliwe na temperaturę, ale żal by
mi ich było do izolowania elementów czysto konstrukcyjnych. Można wreszcie użyć
minimalnej ilości wody i są tacy, którzy mają zawsze pod ręką atomizer, i
bardzo to rozwiązanie lubią. Ja nieco mniej. Jeśli wody użyje się za dużo, masa
osłabia się i nieco dziwnie klei. Mój wybór tutaj to znów Armoral, ale to oczywiście
kwestia gustu i tego, że już go mam.
Co jak co, ale słabe połączenia, źle przyklejone elementy i te, które wkleiły się na amen (choć nie tak miało być) kosztowały mnie
wiele nerwów i sporo zmarnowanych prac. Kilka innych udało się skutecznie
uratować dzięki informacjom, które zebrałam w tym artykule. Mam nadzieję, że i
wam ułatwią życie.
a.m.
:) podoba mi się stwierdzenie: "Żółty glut wyłażący spod subtelnego białego kwiatka" hihihi się uśmiałam :D
OdpowiedzUsuńGdy ci taki wyjdzie naprawdę, to ci uśmiech zejdzie z twarzy. :-P
UsuńFajny artykuł, na pewno się przyda, bo wciąż dowiaduję się o modelinie nowych rzeczy;)
OdpowiedzUsuńCałe życie bedziesz się jeszcze dowiadywać ciekawostek w tym temacie... :-)
Usuń