środa, 14 października 2015

Klej na każdą okazję: co zrobić, by kleiło się, a co by nie


Modelina sama jest lepka i poszczególne elementy pracy powinny się trzymać, a jednak nie zawsze się udaje. Czasem trzeba coś dodać, albo technika wymaga rozcinania i sklejania na nowo pracy. Wtedy w ruch idzie klej. Prosta sprawa! Tylko który…? A co kiedy nie chcemy, by elementy się skleiły…?

Generalnie z kleju korzystamy albo by ratować to, co zepsuło się po drodze, albo traktując go jako element planu. Załóżmy, że mówimy tylko o tej drugiej sytuacji. Bo jak sobie radzić w sytuacjach awaryjnych, po lekturze tego tekstu  na pewno będziecie wiedzieć.


Przed wypieczeniem

Już kiedyś pisałam o aniołach, którym w obróbce o(d)padały skrzydła. Zastanówmy się, jak tego uniknąć. Pierwsza sprawa to lepkość masy i sposób sklejenia elementów. Jeśli połączenie jest ok., to wciąż masa może być stara. Wówczas jest w niej mniej plastyfikatora, jest twardsza, gorzej się klei, „na surowo” może być krucha i łamliwa. Można do niej dodać masy zmiękczającej oferowanej przez producenta (Fimo Mix Quick, Sculpey Clay Softener, Cernit Soft Mix etc.), płynnej modeliny albo minimalną ilość tłuszczu (olej, oliwa, wazelina itd.). To trochę pomoże, ale masa może jednocześnie osłabić (zwłaszcza przy tłuszczu), lepić się do rąk i zbierać przy byle ruchu odciski palców. Gro znanych mi profesjonalistów robi rzecz przeciwną – wyługowuje masę, czyli odsącza z nadmiaru plastyfikatora, a potem radzi sobie innymi środkami.

Pierwszy z nich to płynna modelina i Kato Poly Paste, który ma formę pasty. Płynną masę oferują niemal wszyscy więksi producenci (Fimo Liquid Deko Gel, Kato Liquid Polyclay, Liquid Sculpey). Świetnie sprawdza się na powierzchniach, w miejscach, gdzie połączenie będzie słabo widoczne i w sytuacji, gdy w pieczeniu nie ma ryzyka przesunięcia się któregoś z łączonych elementów. Jest doskonała, gdy coś ma być naprawdę mocne np. połączenie wisiora z tunelem na rzemyk. Ale masa polimerowa to masa polimerowa, nawet płynna. Zanim stężeje pod wpływem temperatury, robi się miększa i płynniejsza. Jeśli więc przykleimy wiszącą łapkę misia na liquid, łapka odpadnie zanim łączenie „złapie”. Z kolei liquid niedopieczony (nieprzeźroczysty!!!) w dobrze widocznym miejscu może szpecić. Pół biedy jeśli to Kato albo Sculpey. Te można zeszlifować. Fimo niestety nie.

Gdy istnieje ryzyko takiej sytuacji,  ratują nas kleje błyskawiczne jak super glue, cyjanopan itp. Jaki wybrać? Wedle gustu. Ja osobiście najczęściej używam takiego z pędzelkiem. Niestety i te kleje nie są pozbawione wad. Samo połączenie w pieczeniu raczej nie puści. Natomiast jeśli istnieje ryzyko, że elementy będą się przesuwać, bo masa zmięknie, lepiej podłożyć coś (złożona kartka, kawałki ociepliny, pudełko itp.), co utrzyma pracę w piekarniku bez ruchu. Chodzi o to, by nie osłabić łączenia. Po drugie standardowy klej tego typu psuje się pod wpływem temperatury. Dwa pieczenia wytrzyma, ale więcej bym nie ryzykowała. Wreszcie nie klei się sam do siebie i teoretycznie powinien trafić na odtłuszczoną powierzchnię. To oznacza, że przed pieczeniem mamy tylko jedną szansę. Jak się nie uda, trzeba kombinować po pieczeniu. Jest jeszcze jeden problem. Czasem, gdy np. łączymy surową modelinę z już wypieczoną przyklejanie małych elementów na klej błyskawiczny może być najzwyczajniej niewygodne…

Jest jeszcze klej oferowany w serii sygnowanej przez Lisę Pavelkę Polybonder – błyskawiczny i nadający się do wielokrotnego pieczenia. Aplikuje się go pędzelkiem i jest tak wygodny w użyciu, że uzależnia. Na szczęście po wyjściu z nałogu uświadomiłam sobie, że bez niego żyję równie dobrze jak z nim ;-)

Do piekarnika i co potem

Gdy kleimy po upieczeniu i ostudzeniu pracy, odpada płynna modelina, za to wybór klejów rośnie. Oprócz rodziny super glue, pojawiają się wszystkie inne, które nadają się do tworzyw sztucznych, w tym super mocne kleje dwuskładnikowe. W każdym przypadku trzeba rozważyć, czy powierzchnię trzeba oczyścić (stara warstwa super glue albo tłuszcz na powierzchni przepieczonego pardo), czy łączenie musi być przeźroczyste i czy będzie w na tyle eksponowanym miejscu, by wymagać przeszlifowania lub lakieru do zamaskowania. Żółty glut wyłażący spod subtelnego białego kwiatka nie wygląda najlepiej, podobnie jak wybłyszczenia od kleju na eleganckiej matowej broszce. Poza względami estetycznymi wypaloną modelinę klei się jak cokolwiek innego.

Jeszcze dwa słowa o klejach błyskawicznych. Po pierwsze cokolwiek piszą na opakowaniu, nie nadają się one do łączeń elastycznych i pracujących. Przyczepianie nimi najcięższego elementu naszyjnika, czy zapinki od broszki to duże ryzyko. Po drugie do wyboru są kleje w płynie lub w żelu. Żel łączy odrobinę wolniej, co ułatwia klejenie większych rzeczy. Z drugiej strony bardziej się „rozłazi” dookoła i łatwiej o wybłyszczenia, które trzeba zeszlifować lub ukryć pod lakierem.

Cokolwiek by się jednak nie działo, klejenie klejem błyskawicznym na zimno jest na tyle proste i pewne, że czasem celowo „odczepiam” od siebie elementy pracy po upieczeniu, żeby skleić je „pewnie i porządnie”.

A jeśli ma się nie kleić? 

Czasem chcemy, by elementy pracy się nie skleiły. Bo modelina w pieczeniu lepi się nawet do powierzchni już wcześniej wypalonych. Tyle, że słabiej. Może chodzić np. o zrobienie formy lub nasuwanego wieczka na pudełko. Tu szkół jest wiele. Najmniej myślenia wymaga posmarowanie powierzchni specyfikiem o nazwie Kato Repel Gel. Ale ten choć świetny jest niedostępny w Polsce. Czasem wystarczy więc posypać mąką ziemniaczaną albo talkiem (dla amerykanofilów: mąką kukurydzianą) lub na odpowiednim kawałku płaskiej powierzchni położyć kawałek papieru. Jeśli wypiekamy na wcześniej wypieczonej modelinowej formie, można zamiast mąki użyć Armoralu (specyfik do nabłyszczania karoserii samochodowych, pewnie dowolny inny silikon tego typu tez zadziała).

Jeśli szukamy środka, który ma zapobiec przyklejeniu się modeliny do czegoś, co nie trafi z nią do piekarnika np. tekstury, również mamy kilka opcji. Najprostsze to znów proszki: mąka ziemniaczana, kukurydziana i talk. Jeśli pasuje to do projektu, tę samą funkcję może spełnić pyłek mikowy, porporina albo starte suche pastele. Nie są wrażliwe na temperaturę, ale żal by mi ich było do izolowania elementów czysto konstrukcyjnych. Można wreszcie użyć minimalnej ilości wody i są tacy, którzy mają zawsze pod ręką atomizer, i bardzo to rozwiązanie lubią. Ja nieco mniej. Jeśli wody użyje się za dużo, masa osłabia się i nieco dziwnie klei. Mój wybór tutaj to znów Armoral, ale to oczywiście kwestia gustu i tego, że już go mam.

Co jak co, ale słabe połączenia, źle przyklejone elementy i te, które wkleiły się na amen (choć nie tak miało być) kosztowały mnie wiele nerwów i sporo zmarnowanych prac. Kilka innych udało się skutecznie uratować dzięki informacjom, które zebrałam w tym artykule. Mam nadzieję, że i wam ułatwią życie.


a.m.

4 komentarze:

  1. :) podoba mi się stwierdzenie: "Żółty glut wyłażący spod subtelnego białego kwiatka" hihihi się uśmiałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy ci taki wyjdzie naprawdę, to ci uśmiech zejdzie z twarzy. :-P

      Usuń
  2. Fajny artykuł, na pewno się przyda, bo wciąż dowiaduję się o modelinie nowych rzeczy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe życie bedziesz się jeszcze dowiadywać ciekawostek w tym temacie... :-)

      Usuń

To tylko chwilka, napisz słów kilka :)